O aktualnym remoncie dróg powiatowych w Nisku można już pisać legendy, baśnie i dramaty drogowe w pięciu aktach. Wystarczy sięgnąć po kilka przykładów od początku remontu: palety z kostką brukową zasłaniające drogi wyjazdowe, rowerzystka wpadająca w świeżo „przygotowaną” dziurę, osoby z niepełnosprawnością na wózku walczące o równowagę oraz drogowcy, którzy… no cóż, udają, że kierują ruchem.
Ale spokojnie już wkrótce nadciąga prawdziwa kulminacja, całkowite zamknięcie głównej arterii Niska, czyli odcinka ul. Sandomierskiej. I choć inwestycje są potrzebne, to sposób ich prowadzenia przekracza granice akceptowalnej prowizorki.
[ZT]10806[/ZT]
Chaos świetlny – czyli zielone nie znaczy „jedź”
Na poniższym nagraniu przedstawiamy sytuację z ul. Tysiąclecia, jako kwintesencję organizacji ruchu w Nisku. Samochody z jednej strony mają zielone światło. Teoretycznie, bo mniej więcej w połowie „wahadła” stoi pan kamizelka, który macha ręką „stop”. Kierowcy są zdezorientowani. Co robić? Czekać? Jechać? Po chwili widać, że światła nie są ustawione na końcu odcinka robót, tylko w połowie! Z naprzeciwka nadciąga kolumna pojazdów, ale jak, skąd? No nic! jadą, to jadą… i tak jadą. W tylnej kamerze widać, ustawiony bokiem sygnalizator, który jest chyba zsynchronizowany z tym pierwszym i pokazuje czerwone gdy auta jadą, po chwili zielone...Efekt? Potencjalny karambol, stres, a może nawet zdumienie z tego absurdu.
To już nie jest kwestia niewygody, to zaniedbanie i brak kontroli, który naraża życie i zdrowie uczestników ruchu. Starostwo i wykonawca inwestycji powinni sobie uświadomić, że remont to nie tylko łopata i asfalt, to przede wszystkim logistyka, bezpieczeństwo i odpowiedzialność za ludzi.
Brakuje oznaczeń, informacji, koordynacji. Kierowanie ruchem przez przypadkowe osoby bez przeszkolenia? Możliwe… Sygnalizacje świetlne ustawione „na oko”? Chodniki rozkopane i nieoznakowane? To nie są drobne niedociągnięcia – to poważne zagrożenia.
Jeśli mieszkańcy Niska czują się jak uczestnicy miejskiego survivalu, to znaczy, że coś poszło bardzo nie tak.
Władze powiatu jako inwestor, powinny nie tylko wydawać komunikaty, ale faktycznie nadzorować wykonanie, egzekwować standardy i przeprowadzać kontrole na miejscu, zanim dojdzie do tragedii. Bo „spokojnie, to tylko remont” może wkrótce zamienić się w dramat, którego nikt już nie będzie chciał filmować.