Od kilku dni w przestrzeni publicznej to pytanie nurtuje nas nieustannie. Pojawia się coraz częściej w konwersacjach znajomych, ogólnych zapytaniach na forach internetowych i nie tylko. Czy to prawda? Czy znów mamy obawiać się promieniowania i powtórki z 1986 roku?
Katastrofa w Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej miała miejsce 26 kwietnia 1986 roku. Doszło wówczas do przegrzania się rdzenia reaktora i ostatecznie do wybuchu wodoru. Spowodowało to intensywne rozprzestrzenianie się chmury radioaktywnej po całej Europie. W efekcie tej sytuacji bezpośredniemu skażeniu promieniotwórczemu uległy obszary do 146 tysięcy kilometrów kwadratowych! Jednak skutki promieniowania i przemieszczania się owej chmury spotykamy do dziś! Dlaczego? Być może dlatego, że początkowo informacja o katastrofie była skrupulatnie „ukrywana w nadziei, że skutki katastrofy jakoś same znikną, albo że nikt ich nie zauważy” pisali dziennikarze Dusko Doder i Louise Branson na łamach „The End of Communist Revolution”. Niestety, już dwa dni po katastrofie, stacja monitoringu radiacyjnego w Mikołajkach zarejestrowała w powietrzu pół miliona razy przekroczoną normę izotopów promieniotwórczych! Następnego dnia władze w Polsce zaleciły podawanie ludziom dużych dawek jodu w postaci tzw. płynu Lugola, który miał zahamować obciążenie organu tarczycy przez radioaktywny izotop. Postanowiono także wstrzymać wypas bydła, a w zamian zalecono spożywanie mleka w proszku. Zalecono także nie spożywać świeżych owoców, warzyw itp. Wkrótce jednak zaczęły pojawiać się informacje pochodzące od władz PRL, które to znacząco zaniżały skalę problemu jaki zaistniał w Czarnobylu. Były one szeroko publikowane w gazetach oraz głoszone w radiu i telewizji. Nie zamknięto szkół, nie zalecano przebywania w domach, a wręcz przeciwnie, zachęcano do uczestnictwa w pochodach pierwszomajowych! Nastąpiła szerokopasmowa dezinformacja.
Czy zatem obawy Polaków w stosunku do ostatnich doniesień o pożarach czarnobylskich lasów są bezpodstawne?
Starsi mieszkańcy naszego regionu – bezpośrednio sąsiadującego z Ukrainą - doskonale pamiętają 1986 rok i „zatajanie” prawdy o wybuchu. Ponadto w dobie panującej na świecie pandemii coronavirusa i wezbranej rzeki obaw związanych z tą sytuacją, nie ma co się dziwić ludzkim obawom. Teraz w Czarnobylu ogień był lub jest (tego oficjalnie wciąż nie wiemy) w strefie wykluczenia i bezwarunkowego wysiedlenia. A skoro nadal miejsca te są niewskazane do zamieszkania, to jeśli pojawia się w nich ogień, mogą być jak najbardziej niebezpieczne. Logiczne, prawda? Jedynym ratunkiem wydaje się być… kierunek wiatru! „Zamknij okna i pozostań w domu” – wiadomość taką przez SMS-y i pocztę na FB przekazuje rzekomy pracownik Sanepidu, Narodowego Centrum Badań Jądrowych lub Państwowej Agencji Atomistyki, czytamy za portalem Napromieniowani.pl. Tymczasem prawdziwa już Państwowa Agencja Atomistyki weryfikuje, iż w Polsce nie ma żadnych zagrożeń radiacyjnych. Gdyby nawet doszło do wzrostu promieniowania w Prypeci, to substancje te nie dotarły by do nas, gdyż obecna sytuacja adwekcji wiatrów nie jest i w najbliższym czasie nie zapowiada się, aby była skierowana w stronę Polski.
Oby tylko tym razem nikt nie zatajał przed nami prawdy.
Dżoana14:57, 20.04.2020
7 0
w końcu jakiś ciekawy, absorbujący artykuł 14:57, 20.04.2020
RNI20:29, 27.04.2020
1 0
Ja bardziej bym się obawiał 5G, bo promieniuje gdy używasz internetu co w dzisiejszych czasach daje nam kilka godz. na dobę i to całe życie! 20:29, 27.04.2020